Nowy Jork to miasto, które nie było brane pod uwagę w naszych najbliższych planach podróżniczych. Jeszcze kilka miesięcy temu wydawał się kierunkiem nieosiągalnym z tak wielu powodów, że nawet nie pokusiliśmy się o snucie planów z nim związanych. 

Zupełny przypadek sprawił, że pewnej leniwej niedzieli, gdy szukaliśmy lotów i debatowaliśmy nad kierunkiem tegorocznych wakacji, naszym oczom ukazały się bilety w naprawdę dobrej cenie - właśnie do Nowego Jorku. Wystarczyła minuta dyskusji i szybki research na Bookingu, by poznać orientacyjne ceny noclegów, a chwilę później loty były już kupione. 

Potem przyszła fala ekscytacji - planowanie, tworzenie listy miejsc do odwiedzenia i zaznaczanie ich na mapie. Dwa miesiące od zakupu biletu dłużyły się w nieskończoność, a my wciąż nie mogliśmy uwierzyć, że lada moment zobaczymy na własne oczy metropolię, którą dotąd znaliśmy tylko z filmów. Mieliśmy być w mieście, które od dawna znajdowało się na naszej liście "miejsc koniecznych do odwiedzenia w dalekiej przyszłości", w miejscu będącym małym podróżniczym marzeniem, o którym się nawet nie rozmawia, bo to marzenie wydaje się zbyt odległe. A jednak miało się spełnić.

Żeby nie było tak idealnie - już na początku nowojorskiej przygody pojawił się poważny problem z noclegiem, który mieliśmy zarezerwowany na pierwszą noc. Jak to w życiu bywa, nie wszystko da się idealnie zaplanować i nawet najlepiej zorganizowana osoba, nie jest w stanie wszystkiego przewidzieć. Jednak mimo początkowych zawirowań oraz mniejszych i większych utrudnień, przed naszymi oczami ukazał się Nowy Jork, który przeszedł nasze najśmielsze wyobrażenia.

My, mali ludzie pośród drapaczy chmur, nie wiedzieliśmy, gdzie patrzeć, bo wszystko było takie ciekawe, inne i nowe. Zapomnieliśmy nawet o tym, że mija właśnie druga doba bez snu, bo otaczająca nas rzeczywistość momentalnie postawiła nas na nogi. 

W Nowym Jorku nawet zwykły spacer po ulicy zmienia się w przygodę, bo za każdym rogiem czeka coś, co potrafi zaskoczyć. 

Później było już tylko lepiej. Przywitał nas wschód słońca na Brooklyn Bridge, a po przejściu mostu mogliśmy zjeść śniadanie, obserwując, jak Nowy Jork i jego mieszkańcy powoli budzą się do życia. Podczas pięciu dni w tym mieście zobaczyliśmy tak wiele, że trudno to wszystko wymienić. Każda ulica, w którą skręcaliśmy, czasem przypadkiem, czasem celowo, miała w sobie coś niezwykłego i unikatowego. Coś, co sprawiało, że chciało się chłonąć miasto jeszcze bardziej, mimo, że nogi po tylu kilometrach odmawiały współpracy. Na szczęście na ratunek przychodziły nowojorskie parki, gdzie mogliśmy usiąść, odpocząć, porozmawiać i po prostu obserwować, jak toczy się codzienne życie miasta. Spacerując po Central Parku, trudno uwierzyć, że zaledwie kilka kroków dalej tętni życiem betonowa dżungla. 

Szczególny zachwyt budzi moment, gdy słońce zachodzi, a Nowy Jork zostaje przyozdobiony milionem świateł. Nocą Nowy Jork nie ma sobie równych.

Zrozumieliśmy też, że w Nowym Jorku tempo życia jest szybsze niż gdziekolwiek indziej. Ale to właśnie ta intensywność sprawia, że po powrocie długo nie można przestać o nim myśleć i trudno wrócić do swojego codziennego trybu życia. 

Te pięć dni było naprawdę wyjątkowe. Stojąc na tarasie widokowym Top of the Rock, łzy wzruszenia, szczęścia i wdzięczności same napłynęły do oczu, bo coś, co kiedyś wydawało się niemożliwe, stało się rzeczywistością. 

To wszystko sprawia, że wybranie kilku zdjęć z tego wyjazdu było nie lada wyzwaniem. Każde z tych zdjęć przypomina, że warto łapać chwile, nawet te najmniejsze, bo to one tworzą najpiękniejsze wspomnienia. Nie udało się zobaczyć wszystkiego, co planowaliśmy, ale to tylko motywacja, by kiedyś tam wrócić. 

To niesamowite, jak przypadkowa decyzja może przerodzić się w jedno z najpiękniejszych wspomnień życia. Ten wyjazd udowodnił, że nie ma podróżniczych marzeń nie do spełnienia. Na realizację niektórych potrzeba czasu i odrobiny odwagi, ale wszystko jest możliwe do osiągnięcia. 





























































Brak komentarzy:

Prześlij komentarz